Ostatnie moje spotkanie z Lechem Bądkowskim odbyło się 12.12.1981 r. w Sali BHP Stoczni Gdańskiej. Potem  jeszcze, kiedy się ukrywałem, napisałem list do Lecha Bądkowskiego, tłumacząc mu swoje racje, dlaczego będę działał w podziemiu. Otrzymałem zwrotną odpowiedź, ale nie listowną, tylko przez wiarygodną osobę. Przekazał mi,  że w pełni rozumie i akceptuje moje zamiary. A później przychodziły do mnie wiadomości o pogarszającym się stanie Jego zdrowia.

Nie mogłem być na Jego pogrzebie, ponieważ dalej się ukrywałem, ale wiem, że ten pogrzeb był wielką manifestacją patriotyczną i tożsamości kaszubsko – pomorskiej.

Nasza znajomość zaczyna się prawdopodobnie w 1976 roku, a może w 1975, kiedy Bogdan Borusewicz przyprowadził Lecha Bądkowskiego do salki katechetycznej przy kościele jezuitów we Wrzeszczu, gdzie zbierało się nasze środowisko. Większość uczestników tych spotkań zakładało później Ruch Młodej Polski. I kiedy Bogdan Borusewicz przyprowadził Bądkowskiego, wiedzieliśmy że jest taki pisarz – publicysta i że On zabiera głos w sprawach publicznych. To było pierwsze spotkanie. Ale ta rzeczywiście bliska współpraca zaczęła się w roku 1978, zresztą Bądkowski to opisuje.  Był to proces Błażeja Wyszkowskiego. I wtedy właśnie Bądkowski zbliżył się do środowiska Ruchu Młodej Polski.  Zaczął publikować w  Bratniaku, w naszym wydawnictwie. Wydaliśmy tam także Jego ważny polityczny esej Twarzą do Przyszłości.  Ale ta współpraca to były przed wszystkim spotkania z człowiekiem wielkiego formatu. I w tym określeniu nie ma żadnej przesady. Bowiem Bądkowski był człowiekiem, który z racji swojego doświadczenia i postawy, a także  naturalnej mądrości stawał się  naszym autorytetem. Uznawał różnice między nami, bo my jako środowisko byliśmy na pewno w poglądach na prawo wobec Jego poglądów, ale On to akceptował.

Wydaje mi  się, że najważniejsze jest to, co Lech Bądkowski wnosił do działalności publicznej czy politycznej. Bo oczywiście to był wspaniały pisarz, organizator, działacz społeczny, ale rację mają ci, którzy uważają że On przede wszystkim z temperamentu był politykiem. Gdyby Bądkowski żył w lepszych czasach, to tym politykiem mógłby być znacznie dłużej, niż był w rzeczywistości. Jego krótkotrwała, ale bardzo ważna historyczna rola zaczyna się de facto od wkroczenie do Stoczni Gdańskiej, kiedy bierze udział  w strajku sierpniowym i tworzy jedną z najważniejszych kart w polskiej historii. Ale przedtem działa w sferze politycznej jako publicysta, jako inspirator, jako człowiek który przywiązuje wagę do tworzenia elit i  grup, które zaczynają działać wspólnie, pomimo że państwo jest niedemokratyczne, pomimo że kategoria „obywatel”, słowo „obywatel” brzmi śmiesznie, ale On myślał w kategoriach prawdziwego obywatela.

Co wnosił Bądkowski do wielkiej debaty publicznej? Przede wszystkim niezwykle poważny stosunek do spraw publicznych i spraw Polski . O ile zwykle miał poczucie humoru, sypał dowcipami, to kiedy się mówiło o sprawach kraju, o sprawach ważnych,  zmieniał się,  stawał się bardzo poważny, bardzo wymagający  i pryncypialny. Myślę, że to jest również kwestia przekonania, że polityk musi się kierować etyką odpowiedzialności, tej o której pisał Max Weber, że to nie dobre intencje, nie szlachetne porywy, ale najważniejszy jest obowiązek i odpowiedzialność. I w ostateczności liczy się bilans, co wychodzi z takiego działania, postaw, bo możesz mieć dobre intencje i doprowadzić do katastrofy narodowej. Dlatego On zajmował w ruchu Solidarności miejsce specyficzne, dlatego oczywiście popierał Wałęsę, ale widział go bardzo realistycznie. Twierdzę to uparcie od wielu lat, że nie ma, pomimo że powstały wielkie biografie Lecha Wałęsy w języku polskim i w innych językach, a więc nie ma lepszej charakterystyki Lecha Wałęsy, bardziej syntetycznej, niż ta zawarta w książce  zatytułowanej Wałęsa w rozdziale napisanym przez Bądkowskiego zatytułowanym „Człowiek z czego”. Była to publikacja z 1981 roku wydana przez Wydawnictwo Morskie.

Ważny aspekt w działalności Bądkowskiego w tamtych czasach to fakt, że był on w konflikcie z dwiema siłami, które działały i były ważne w Solidarności. Jedna to było silne środowisko korowskie z ewidentnym liderem Jackiem Kuroniem popieranym przez dużą część gdańskiego aktywu, wtedy działającego wspólnie. Byli to Bogdan Borusewicz, Gwiazdowie, pani Walentynowicz. Bądkowski uważał, że toczy się gra o to, czy ten wielki ruch Solidarność, a w związku z tym i Polska, uniknie frontalnego starcia z imperium sowieckim, którego siłę w pełni doceniał. Uważał, że wejście takiej firmowej opozycji, dla której oczywiście widział miejsce, byłoby zbyt ostentacyjne. I uznał je za działanie niczym „płachty na byka” i to mówił wprost. Więc oczywiście, że to środowisko nie mogło Go  bardzo lubić.

Z drugiej strony denerwował Go i irytował taki, dzisiaj byśmy powiedzieli, solidarnościowy populizm. Wiadomo, ruch rewolucyjny wynosi ludzi, którzy w jednej chwili są w stanie wygłosić wspaniałe przemówienie,  ale niekoniecznie jest ono najmądrzejsze, najbardziej odpowiedzialne. Kilku z tych radykalnych przywódców regionu, wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego, wyjechało za granicę. Skorzystali z pierwszej okazji. A Bądkowski nie znosił demagogów, rozpoznawał ich od razu. Nie będę wymieniał konkretnych nazwisk. Jeden z tych niezbyt cenionych działaczy niedawno zmarł, więc tym bardziej nie chcę przypominał jego nazwiska, ale taką postawę krytykował Lech Bądkowski. Najbliżsi w poglądach byli mu tak zwani eksperci, a więc Bronisław Geremek , Tadeusz Mazowiecki. Oni myśleli podobnie jak On. Uważali, że walka toczy się o zbyt wielką stawkę, żeby iść na nadmierne ryzyko, że każdy dzień trwania Solidarności jest wielką wartością, zmienia świadomość społeczną. Powstają instytucje,  więzi społeczne i to trzeba chronić nie idąc na ugodę niegodną, trzeba trwać unikając frontalnego starcia. Starał się więc być politycznym realistą.

            I wreszcie  nie do przecenienia jest rola Lecha Bądkowskiego dla ruchu samorządowego, dla idei samorządności, dla regionalizmu, dla Pomorza, dla Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. On jest twórcą przecież Zrzeszenia i zawsze niezależnie od miejsca,  które formalnie zajmował w strukturze, był niekwestionowanym autorytetem dla ludzi Pomorza o różnych poglądach, różnych osobowościach.

A na zakończenie  powiedziałbym tak, że wnuki które znajdują się tu na sali,  mają pełne powody do wielkiej dumy i satysfakcji, że miały takiego dziadka. Każdemu bym życzył takiego dziadka.

Redakcyjnie opracowała Alina Kietrys